Pani Pokrzywa radzi
  • Home
  • Blog
  • Home
  • Blog
Search by typing & pressing enter

YOUR CART

Obraz

7/8/2017 0 Komentarze

KUCHENNE GRZECHY, CZYLI CZEGO ABSOLUTNIE ROBIĆ NIE WOLNO

ZIEMNIAKI – w dietetyce uznawane są za osobną kategorię. Tak jak mówi się: mięso i wędliny, tak mówi się również: warzywa i ziemniaki. Dlaczego?  Ponieważ ziemniaki mają tak dużo skrobi, że pod tym względem biją na głowę wszystkie inne warzywa. Za to mają też dużo innych cennych wartości, zwłaszcza potas i fosfor oraz witaminę C (najwięcej jej jest w młodych ziemniakach), beta-karoten (więcej w żółtych), całkiem sporo wartościowego białka (porównywalne do białka sojowego, jednak w ziemniakach jest go znacznie mniej niż
w soi), witaminy z grupy B, H, K i PP oraz mikroi makroelementy. Niektórzy twierdzą, że ziemniaki tuczą…
nie do końca. 100 g ugotowanych ziemniaków to zaledwie 75 kcal. Za to jak się je okrasi skwarkami, sosem, masłem… czy czymkolwiek tłustym – wtedy dopiero stają się kaloryczną bombą… nie mówiąc już o frytkach… albo chipsach. Tyle tytułem wstępu, a teraz ad rem: czasem jest tak, że jak ziemniaki poleżą za długo,
a już szczególnie na świetle, w cieple lub z marnym dostępem powietrza, zaczynają kiełkować. Czasami robią się również zielone. I takich ziemniaków najlepiej nie jeść w ogóle. Dlaczego? Zielona barwa
i kiełki wskazują na wysokie stężenie solaniny, która jest silnie trująca i rakotwórcza. Spożycie takich ziemniaków może skończyć się biegunką, mdłościami, przyspieszoną akcją serca i problemami z oddychaniem.

WARZYWA W TOREBKACH FOLIOWYCH – obecnie znakomita większość warzyw jest nawożona azotem. Zwłaszcza nowalijki – no bo przecież ciepło się robi, konsumenci rządni „świeżynek” po długiej zimie, dajmy
im poczucie, że odżywią się na wiosnę… dosypmy pod tą folią warzywka, urosną szybciej, będą ładniejsze…
kit z tym, że ludzie zjedzą chemię. A im bardziej warzywa sypane azotem, tym więcej azotanów się w nich kumuluje. A jak jeszcze te warzywa potem zamknie się w torebkę foliową, z tych azotanów powstają toksyczne nitrozoaminy. Co robić? Nie kupować warzyw foliowanych, a jak już nie ma wyboru, to zaraz po przyjściu
z zakupów, należy je z tej folii uwolnić i porządnie wymyć. I niech nigdy, ale to przenigdy nikomu
nie przyjdzie do głowy, żeby nie myć np. ogórka „bo jest w folii”. Tzn… jak taki pomysł przyjdzie do głowy, 
to pewnie szybko z człowieka wyjdzie.
Owoce i warzywa należy bezwzględnie myć! 

NADGNIŁE LUB NADPLEŚNIAŁE PRODUKTY – obite owoce są ok. Obicie to tylko uszkodzenie mechaniczne i choć przyspiesza procesy gnilne, to nie ma wpływu na jakość produktu. Co innego, kiedy część owocu zaczyna gnić. Nie, nie wolno tej części odkroić, a reszty spałaszować. Nadgniłe owoce są skażone przez grzyby, a każdy pewnie pamięta, że grzyb ma grzybnię… która rośnie w głąb. Więc to, że usuniemy zepsuty fragment, nie załatwia wcale sprawy. To samo jest z pleśnią (bo pleśń to również grzyb). Na ulubionej marmoladce pojawił się kożuszek? Ale przecież tylko na małym fragmenciku, a słoik taki duży… wywalmy tylko tę pleśń, a reszta dżemiku jest ok.  Błąd. I nawet jeśli nie odczujemy jego skutków od razu, to z pewnością wyjdzie nam przy innej okazji.

ROZMRAŻANIE – Rzecz superważna: nie wolno rozmrażać czegokolwiek, a już szczególnie mięsa, w wodzie
i na słońcu. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że to wspaniała pożywka dla bakterii. Po drugie, to prosta droga
do utraty wartości odżywczych. A przecież już część zginęła podczas mrożenia i za chwilę kolejną partię zabije obróbka termiczna. Jak bezpiecznie rozmrażać jedzenie? Albo wyjmijmy rzecz do rozmrożenia wieczorem
i włóżmy na noc do lodówki, albo od razu wrzućmy takie zamrożone na wrzątek (jeśli ma być ugotowane).
I pamiętajmy, żeby raz rozmrożone skonsumować i nie zamrażać ponownie. Ponieważ zwiększa to rozwój bakterii i może skończyć się przykrymi dolegliwościami.
 
MIÓD, CYTRYNA I WRZĄTEK – miód to złoty lek od pszczół. Ma właściwości antybakteryjne, ożywia serce
i mózg, odżywia tkanki… nie mówiąc już o przecudnym smaku. Ale wszystkie swoje lecznicze właściwości traci w temperaturze powyżej 40 stopni. Dlatego nigdy, ale to przenigdy nie wolno dodawać go do wrzątku.
W gorącym naparze z miodu zostaje tylko jedno – cukier. Z kolei cytryna to niezłe źródło witaminy C…
która to jest wrażliwa na wysoką temperaturę i we wrzątku zwyczajnie ginie. Dlatego pomysł na gorącą herbatkę z miodzikiem i cytryną może być jedynie źródłem przyjemności smakowej. Bo gdyby tak brutalnie przeanalizować ten napar… to jest w nim tylko fluor z wody i herbaty oraz cytrynian glinu.  
Wnioski? Nie łączymy miodu i wrzątku, cytryny i wrzątku, ani cytryny z herbatą.

OWOCE LEŻĄCE NA SŁOŃCU – koszyk z owocami na parapecie w kuchni to stały element krajobrazu polskiego domu. Trochę tak jak z koszem na śmieci pod zlewem. W czym tkwi błąd? W tym, że owoce zawierają mnóstwo światłoczułych witamin, które przedwcześnie i zupełnie niepotrzebnie giną tylko dlatego, że leżą
na świetle. Rozwiązanie? Przykryć je ściereczką, która ograniczy dostęp światła.

ZBYT DŁUGIE GOTOWANIE WARZYW – większość warzyw najlepiej jeść na surowo. Niektóre warzywa
po ugotowaniu są lżej strawne (brukselka), a innych bez obróbki termicznej ani rusz (ziemniaki). Inne warto trochę poobrabiać, żeby wydobyć z nich więcej (tak się dzieje z likopenem w pomidorach). Ale zbyt długie gotowanie, smażenie, pieczenie, a szczególnie wielokrotne odgrzewanie np. zup to mord na witaminach. Straty witamin przy zbyt długiej obróbce termicznej sięgają nawet 80%. Zmienia się struktura białka, które staje się gorzej przyswajalne. Zmianie ulega też indeks glikemiczny produktów (np. surowa marchew ma IG 30,
a gotowana  80. W kuchni Pięciu Przemian cebula surowa należy do przemiany metalu, a duszona już
do przemiany ziemi). Ponadto wiele witamin rozpuszcza się w wodzie. To znaczy, że jeśli nie zamierzamy wykorzystać wywaru z gotowanych warzyw (patrz: zrobić z nich zupy), najlepiej warzywa gotować na parze
albo w minimalnej ilości wody.

KASZA I RYŻ W WORECZKACH – od kilku dobrych lat woreczki do gotowania to standard. Trudniej znaleźć kaszę czy ryż bez woreczków, niż w wygodnych opakowaniach 4x100 gramów. Każdy to zna: Ile zjesz kaszy?
Pół worka. Czy to aby na pewno takie dobrodziejstwo? Wszyscy już pewnie przyzwyczaili się do wyjmowania gorących worków widelcem z wrzątku i do chemicznego posmaku i zapachu powstałych w skutek wygotowanego plastiku. Teoretycznie sprawa wygodniejsza – wrzucasz taki woreczek na wrzątek i już. Praktycznie przez to gotujemy w zbyt dużej ilości wody (patrz punkt wyżej), a całe dobrodziejstwo ziaren wylewamy. A wystarczy pamiętać: 1 porcja kaszy, 2 porcje wody. Nie tracimy cennych składników, nie jemy syfów z plastiku i nie generujemy niepotrzebnych śmieci (kasza bez woreczków = opakowanie, kasza
​z woreczkami = opakowanie plus 4 plastikowe worki). Same plusy.
 
0 Komentarze

Twój komentarz zostanie opublikowany po jego zatwierdzeniu.


Odpowiedz

Wspierane przez
✕